Tytuł oryginału: Once and for All
Autor: Sarah Dessen
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 336
Wydawnictwo: HarperCollins
"Tę imprezę, ślub
Eve Little, przygotowywaliśmy przez ostatnich dziewięć miesięcy i
William miał rację, to była łatwizna. Panna młoda miała po
pięćdziesiątce, pan młody po siedemdziesiątce, a poza tym oboje należeli
do ludzi zamożnych i nie zgłaszali żadnych szczególnych życzeń poza
tym, żeby ceremonia odbyła się w Lakeview Country Clubie, bo właśnie tu,
na korcie, się poznali."
Louna zajmuje się przygotowaniem oprawy najważniejszego dnia w życiu, ślubu. Jej matka jest konsultantką ślubną, a dziewczyna pracuje u niej. To dzięki Natalie, Luna poznaje ślub i wesele zza kulis. A to co widzi, w cale jej się nie podoba. Wcześniej wierzyła w wielką prawdziwą miłość. Teraz jednak przyglądając się wielu parom, wie, że nic nie jest wieczne. Wie to także z własnego doświadczenia, bo sama doznała wielkiej straty. Pomimo, że w jej sercu wciąż kryje się dobro i chęć kochania, otoczyła się skorupą cynizmu.
"Ale Ambrose, w smokingu i białej koszuli, był wysoki, niemal tyczkowaty,
miał długie ręce i nogi, wyraźnie zarysowane kości policzkowe i długą
blond grzywkę potarganą tak, że musiał poświęcić jej sporo czasu.
Przypominał odwrócony do góry nogami wykrzyknik na początku
hiszpańskiego zdania, sama jego obecność zapowiadała komplikacje."
Ambrose przyjechał na ślub swojej siostry. Kiedy poznaje Lunę jest nią zaintrygowany i postanawia spędzić z nią więcej czasu. Dziewczyna jednak wie, że ten typ to same kłopoty i postanawia trzymać się od niego z daleka. Mimo wszystko chłopak nie daje za wygraną, pomimo że wciąż spotyka się z innymi dziewczynami i twierdzi, że nie zamierza być z nikim na stałe. Udaje mu się jednak zatrudnić u Natalie i pracować wraz z Louną. Spędzając wspólnie czas zaczynają się do siebie trochę zbliżać. Szybko dochodzi do zakładu. Ambrose musi związać się z jedną dziewczyną, a Louna z kolei musi umówic się na wiele randek.
"– Tak jak my wszyscy – powiedziałam cicho, gdy wąż przemknął obok, wijąc się między stołami.
I nagle poczułam, że wszystko wokół jest zbyt kolorowe, pełne życia i
śmiechu, i jedyne, co mogę zrobić, to odwrócić się i odejść"
Książka nie zaczęła się wybitnie. Czytało mi się ją jednak bardzo lekko i przyjemnie. Zdarzało mi się także czasami parsknąć śmiechem. Z każdą stroną wciągała mnie coraz bardziej. Bardzo ciekawym pomysłem było umieszczenie fabuły pośród kwiatów, pięknych sukien, świeczników i tiulu. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim pomysłem na książkę, a wiem, że z reguły taki motyw wypada świetnie. I tak było i tym razem. Świetnie mi się czytało o przygotowaniach do ślubu, histeriach panien młodych i fałszywych dróżkach...
"Jeśli zaś chodzi o czynnik irytacji, trudniej go było określić. Może po
prostu Ambrose był zbyt przystojny – przypominał ożywioną lalkę surfera z
rzeźbionymi rysami i płaską klatką piersiową, którą bawiłam się w
dzieciństwie. Tak czy owak nigdy wcześniej nie zdarzyła mi się podobnie
instynktowna niechęć na czyjś widok. Kiepsko się z tym czułam, jakbym
była strasznie powierzchowna w sposób, który mi się nie podobał."
Bardzo polubiłam bohaterów. Louna pomimo, że była trochę oschła i trzymała się od wszystkich z daleka, w głębi duszy była taka delikatna i czuła. Ambrose z kolei, początkowo nie zyskał mojej sympatii, jednak z czasem to się zmieniło. Bardzo przypominał mi mojego przyjaciela. Zachowywał się dokładnie tak samo- ciągle podrywał nowe dziewczyny, umawiał się z nimi ale nie traktował ich poważnie. Początkowo trochę mnie to irytowało, ale z czasem odkryłam jego prawdziwe uczucia i zobaczyłam, że o wcale nie jest takie złe.
"Ślub to ciąg niezwykłych chwil, które układają się jedna za drugą niczym
korale. Owszem, każda z osobna jest cudowna, ale dopiero razem tworzą
prawdziwe dzieło sztuki. Jeśli dobrze wywiązaliśmy się ze swojego
zadania, o tym, że na początku coś szwankowało, weselnicy zapominali
zaraz po pierwszym tańcu, toastach i krojeniu tortu. Tylko że w
przypadku ślubu idealnego – tak samo jak idealnego świata – wszystko
powinno iść jak po maśle już od pierwszych chwil. Jeśli zacznie się od
czystej nuty, nieważne, jaka dalej popłynie piosenka, po prostu jest
większa szansa, że to, co się usłyszy, będzie prawdziwą muzyką dla uszu."
Początkowo książka nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. Potem wywołała u mnie taki ogrom emocji, że aż nie mogłam. Przetoczyła się przeze mnie jak tornado pozostawiając w mojej głowie chaos. Wywołała na mojej twarzy wiele uśmiechu, ale także i łzy wzruszenia. Autorka tak obrazowo przedstawiła wątek romantyczny, że z pewnością można by go przenieść na ekrany. Oczywiście mógłby być bardziej rozwinięty, a bohaterowie mogliby być o kilka lat starsi.
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu HarperCollins.
Moja ocena:
9/10
Czasami lubię sięgać po ksiazki tego typu, więc zapiszę tytuł.:)
OdpowiedzUsuńNie czytałam, ale chętnie się skuszę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Agaa
http://ilovetravelingreadingbooksandfilms.blogspot.com/2017/12/1-pierwsze-urodziny-bloga.html
Bajkowy klikamt książki - to musi być to! Uwielbiam wszystkie tego typu rzeczy: nałogowo oglądam wszystkie możliwe filmy odnoszące się w jakikolwiek sposób do organizacji wesel ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka wydaje się być ciekawa, więc możliwe, że po nią sięgnę. ;)
OdpowiedzUsuńLubię autorkę, więc się z nią zapoznam. I myślę, że może przypaść mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńKolejna fajna, lekka lektura... na zimowe popołudnie!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)