Tytuł: Alchemia Tajemnic
Tytuł oryginału: Alchemy of Secrets
Autor: Stephanie Garber
Rok wydania: 2025
Liczba stron: 360
Wydawnictwo: Poradnia K
"To była potężna magia. Magia króliczej nory. Magia ze świata po drugiej stronie szafy. Magia ze świata, którego istnienie Holland zawsze w głębi duszy przeczuwała."
Holland St. James, córka zmarłego słynnego reżysera Hollywood wierzy w magię. Z tego powodu uczęszcza na zajęcia, które oficjalnie nie istnieją, prowadzone przez Nauczycielkę, której nikt nie zna, odbywające się w sali wykładowej ukrytej w opuszczonym kinie w Los Angeles. Większość studentów uważa opowieści Nauczycielki za bajki, bo kto przy zdrowych zmysłach wierzy, że istnieje człowiek, który zdradza datę śmierci, albo diabeł, który przesiaduje w hotelowym barze i pije ulubionego drinka.
"Czym jest magia, jeśli nie czymś, co sprawia, że człowiek wierzy i czuje, i wpada w zachwyt?"
Holland wierzy w magię i próbuje jej dowieść w swojej pracy dyplomowej oraz tego, że za najsłynniejszymi hollywoodzkimi zbrodniami stoi sam diabeł. Jej badania przerywa Zegarmistrz, który ostrzega ją, że umrze o północy. Holland zanurza się w labiryncie kłamstw, tajemnic i miejskich legend poszukując tajemniczego przedmiotu, który przedłuży jej życie. Czas ucieka, a miasto tętni sekretami. Do gry wchodzi dwóch tajemniczych mężczyzn, a Holland musi zdecydować, któremu może zaufać.

"(...) problem z emocjami polega na tym, że czasem się ich nie wybiera. Czasem można tylko z nimi walczyć."
Stephanie Garber to autorka, którą pokochałam w Baśni o złamanym sercu, a moja miłość do jej twórczości utrwaliła się w Caravalu. Byłam pewna, że po jej powieści mogę sięgać w ciemno i to będzie strzał w dziesiątkę. Tym razem trochę się rozczarowałam. Świat przez nią stworzony w Alchemii Tajemnic bardzo różnił się od tych z poprzednich serii. Był bardziej mroczny, odrobinę mniej magiczny i taki nieprzyjemny. Wszędzie czaiło się zło, podstęp i śmierć. Trochę mnie to rozczarowało, nie było jak magicznie jak w Cravalu czy Magicznej Północy. Brakowało mi tych kolorów i przepychu, uwierała surowość. Zabrakło i tego typowego dla Garber klimatu. Sama bohaterka również mocno mnie irytowała, a i męskie postaci nie wzbudziły we mnie większego zainteresowania. Holland okazała się z jednej strony mało ciekawa, a z drugiej... dosyć głupia i naiwna. Najbardziej irytującym był dla mnie fragment, gdzie mężczyzna podał jej ważne wskazówki i ostrzegł przed towarzyszącym jej mężczyznom, żeby mu nie ufała i nie pokazywała tych dokumentów, a ona co zrobiła? No nie zgadniecie, od razu po wyjściu stwierdziła, że w zasadzie to ona nie wie co ma z tym wszystkim zrobić i z braku lepszego pomysłu pokazała mu te wskazówki. No cóż, to że miałam ochotę rzucić książką to mało powiedziane. Sama końcówka trochę mnie zaciekawiła i przyniosła delikatny powiew tego klimatu Gabrer, ale był on zbyt subtelny.
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Poradnia K.
Moja ocena:
5/10