Hej!
Już od jakiegoś czasu jest tutaj cisza i bardzo mi z tym źle. Wszystko spowodowane było moim, co prawda, krótkim wyjazdem do Włoch i odbywającą się do teraz sesją. Miałam na głowie mnóstwo zaliczeń i kilka egzaminów, któe w zupełności pochłonęły mój czas. Ale teraz mam już wakacje i dużo czasu na czytanie książek!
Zanim jednak się za to zabiorę. Chciałabym Wam co nieco opowiedzieć o mojej podróży.
Moja miłość do Włoch trwa już kilka ładnych lat. Włoskiego nauczyłam się sama do matury, jednak przez cały czas studiów nie miałam okazji używać tego języka i w dużej mierze go zapomniałam. Moja miłość jednak nie przeminęła. Tak samo jak marzenia. Chciałabym przemierzyć w zdłuż i w szerz całe Włochy. Zaczęłam jednak od jeziora Como i poznania kilku uroczych miasteczek położonych na jego wybrzeżu.
Przed wyjazdem dużo czytałam, żeby wiedzieć gdzie, co i jak, żeby wszystko było idealnie. Postanowiłam zatrzymać się w urokliwej Varennie, która kiedyś była małym portem rybackim. Dosłownie się w niej zakochałam. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Tam było tak przytulnie, swojsko. Wąskie, kamienne uliczki, a do tego trafiliśmy na świetną restaurację, gdzie jedzenie było tak przepyszne, że po pierwszym kęsie zaniemówiłam, a do tego przemiła obsługa. Akurat tak mi się udało, że obsługiwał mnie syn Polaka i Włoszki, który potrafił powiedzieć "dziękuję" po polsku. Niby nic takiego, ale było to duże zaskoczenie.
Ale Varenna to nie tylko wąskie uliczki i dobre jedzenie, bo tego nie zabrakło mi też w innych miasteczkach. Tutaj nad miasteczkiem górują ruiny zamku Vezio. Same ruiny nie zrobiły na mnie większego wrażenia, bo dla mnie ruiny to ruiny jak każde jedne, a w Polsce też sporo ich zwiedziłam. Za to widok z góry był niesamowity. Wspinając się, co chwilę zatrzymywałam się, żeby zrobić zdjęcie. Niestety pogoda niespecjalnie dopisała i wychodziły one trochę szaro nie oddając piękna, które podziwiałam.
W Varennie można zwiedzić także dwie ville i przylegające do nich ogrody. Niestety ja nie do końca ogarnęłam gdzie jestem i zamiast pójść do villi Monastero, która ma przepiękne ogrody pełne fontann i innych przeróżności, trafiłam do villi Cipressi, której ogrody okazały się najpiękniejsze ze wszystkich, które tego dnia odwiedziłam.
Nie miałam ochoty na zwiedzanie villi, bo uważam, że większość wnętrz jest taka sama, a chciałam zobaczyć coś, co jest niepowtarzalne, a takie właśnie są te ogrody. Bo nie oszukujmy się, w Polsce nie znajdziemy w ogrodach przy pałacach czy dworkach palm, kaktusów, cyprysów czy takiego wielkiego jeziora i majaczących w oddali gór.
Jak sama nazwa wskazuje (Villa Cipressi), w ogrodach było dużo cyprysów. Ale nie to zrobiło na mnie wrażenie. Wybrałam się tu z samego rana. Nie było jeszcze tak upalnie, drzewa tworzyły cień, było rzeźko od wody, a z głośników rozbrzmiewała cicha relaksacyjna muzyka, która uzupełniała się z szumem fal. Było tam tak pieknie i magicznie, że nie miałam ochoty wychodzić. Myślę, że więcej niż ja, powiedzą Wam zrobione tam zdjęcia.
Kolejnym odwiedzonym przeze mnie miastem było Bellagio - miasto nastawione na turystykę. Czułam się tam jak na Kupówkach albo Krakowskim Rynku i byłam tam zaledwie chwilę. Zjadłam tam śniadanie i wróciłam do Varenny.
Z kolei inne miasto, również nastawione na turystów, Lenno, spodobało mi się równie bardzo co Varenna, chociaż było jej przeciwieństwem. Było duże, ruchliwe, ale miało w sobie klimat dużego, luksusowego kurortu. Przy brzegu stało dużo łódek, wokół widać było ładne kamienice i restauracje.
Ja jednak wybrałam się tam, by zwiedzić Villę del Babianello, w kórej nagrywane były między innymi Gwiezdne Wojny. Byłam przekonana, że to będzie najpiękniejszy ogród i faktycznie był on piękny, ale nie mógł równać się z Villą Cipressi. Dużym minusem był wiatr, który wiał tak mocno, że ciagle zwiewał mi kapelusz i plątał włosy, a do tego męczyli mnie turyści, któych było dużo i ciągle wchodzili w kadr, kiedy chciałam zrobić zdjęcie.
Ostatnią willę jaką zwiedziłam była Villa Carlotta. Nie mogłam się tam napatrzeć na palmy, chociaż nie zabrakło tam i... brzóz. Największe wrażenie zrobiły na mnie jednak rosnące cytryny i pomrańcze. Te ogrody zwiedzałam dosyć pośpiesznie, bo byłam już bardzo zmęczona i marzyłam, żeby zdąrzyć jeszcze pokąpać się trochę w jeziorze po upalnym dniu.
A wracając do tej kąpieli w jeziorze to... Jeśli tam będziecie to polecam zabrać buty do pływania, bo nie ma tu takich piaszczystych plaż jak u nas, a są kamienie. Tak samo dno jest kamieniste i bardzo boleśnie odczuły to moje stopy. Niestety nad brzegiem w Lecco, gdzie byłam ostatniego dnia podróży było mnóstwo szkła. Na szczęście nie było ono ostre i nic sobie nie zrobiłam, ale takie buty do pływania byłyby świetnym rozwiązaniem.
Podczas wyjazdu z Como towarzyszył mi ogromny smutek, ale i nowe plany. Na pewno jeszcze tu wrócę i to nie raz. Najchętniej zamieszkałabym we Włoszech i w związku z tym zapisałam się na kolejne studia. Chcę studiować Italianistykę. Niedługo pojawią się wyniki rekrutacji, więc trzymajcie za mnie mocno kciuki!