Autor: Aldona Żółtowska
Rok wydania: 2025
Liczba stron: 284
Wydawnictwo: Axis Mundi
"- Zapewne uważasz, Edwardzie, że jestem jak wszystkie kobiety z naszej sfery i nie widzę nic poza czubkiem własnego nosa. Otóż nie jest tak - oświadczyła ciotka po tym, jak przyszedł do niej z wyjaśnieniami. - Twój ojciec skrzętnie budował mój zły wizerunek. Owszem, lubię podróżować, bawić się i nie dbam o opinię innych."
"Tęsknię za nią przyznałam cicho. - I za czasami sprzed wojny też tęsknię. I za własną młodością, kiedy mój syn był tak malutki, że nosiłam go na rękach. Tęsknię jak diabli za tym wszystkim. Ale trzeba to w sobie zagłuszyć, trzeba powtarzać sobie, że co było, to minęło."
Po wojnie jej syn, Maksymilian, dostaje pracę jako nauczyciel matematyki w odległym Wiktorowie. Tam przypadkowo odkrywa tragiczną historię kobiety, Halszki, która budzi w nim wspomnienia o przeszłości własnej rodziny. Jestem wielką fanką dwudziestolecia międzywojennego i pięknych historii romantycznych, a tutaj dostałam obie te rzeczy.
"Nic przecież nie pomaga leczyć duszy tak dobrze jak czas."
Autorka świetnie pokazała realia życia w dwudziestoleciu międzywojenny, a przede wszystkim kontrasty w życiu społecznym. Równie dobrze zostały odmalowane realia powojenne, momentami aż dreszcze mnie przechodziły, kiedy czytałam słowo "towarzysz". Co do samych historii to, pierwsza, o Chaji, urzekła mnie delikatnością i prostotą. Brzmiała trochę jak inna wersja Kopciuszka. Z kolei losy Wiktora i próba rozwikłania historii Halszki, zupełnie do mnie nie trafiły. Też do końca nie rozumiałam skąd to połączenie obu historii, bo zbyt mało się ze sobą wiązały, by miało to wszystko sens. Jest to jednak tom pierwszy i być może wyjaśni się to kontynuacji tej historii.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Axis Mundi.
Moja ocena:
8/10
8/10